Więcej... http://wyborcza.pl/
Mój komentarz do tych panamecenasowskich enuncjacji: Andrzej Werniewicz zawraca gitary jak patentowany DUREŃ.
Albowiem nie ma czegoś takiego jak "presja wywierana na załogę".
W ogóle nie rozumiem tego terminu, bo samolot lata sam (to fakt) a pilot mu w tym głównie przeszkadza. Tym samym "praca" pilota polega tylko i wyłącznie na akcjach typu "wywieranie nacisku", na które to akcje samolot ma zareagować, np. zmianą kursu. Co jest fajne.
Każdy pilot lubi więc "wywierać nacisk" na maszynę, i zupełnie nie przejmuje się rzekomym "naziemnym naciskiem" którego zwyczajnie NIE MA. Tzw. odprawy gdzie ustala się zadanie, uważane były zawsze przez wszystkich moich kolegów za nudne. Nudy na pudy. Kłapanie paszczęką. Międlenie ozorem. Dopiero przygotowania do startu obiecywały odrobinę radości, odprężenie po dzikiej walce ze snem jaki morzył każdego na odprawie.
W czasie lotu - to samo. Gada się przez radio, albo z instruktorem, który siedzi obok, i się leci. Normalka. Zero podniet.
Kto ten NIEISTNIEJĄCY temat "nacisków" w ogóle wymyślił?
Paranoicy z GWna.